I wreszcie, po wielu miesiącach oczekiwania nastał ten dzień! Dzień, w którym odbył się koncert zespołu Marilyn Manson. Czternastego lipca, godzina osiemnasta, warszawska Stodoła. Stoimy w kolejce osobliwych ludzi, czekając aż wpuszczą nas do środka. Przeszukanie toreb, okazanie biletów i już możemy przechodzić dalej. Dwie godziny czekania na support i szukania sobie dogodnego miejsca do stania. Wreszcie na scenę wychodzi zespół esOterica. Martę i mnie dzieli tylko kilka rzędów od sceny. Ludzie pchają się, ktoś oblewa mnie piwem, potem wodą, inna osoba stoi na moich creepersach, ale jest dobrze, wytrzymam, dla n i e g o. Nagle cały rząd przede mną się przewraca. Próbuję podnieść jakąś krągłą dziewczynę, która jako jedyna się nie podniosła. Przez myśl przechodzi mi, że być może zasłabła albo połamała nogi. Na szczęście po chwili wstaje i pokazuje, że wszystko jest w porządku.Tłum zaczyna się niecierpliwić. esOterica opuszcza scenę. Zewsząd dochodzą krzyki typu: "Manson, napierdalaj!", "Brian, Brian!", "Warner, Warner!". Marilyn spóźnia się. Wychodzi dopiero o dwudziestej pierwszej trzydzieści. Nie wiem, co to miało znaczyć, ale wybaczam mu to. Wreszcie widzę na żywo mojego idola. Zaczyna śpiewać. Pierwsza jest piosenka z jego nowego albumu "Born Villain", następnie "Fight Song", o ile dobrze pamiętam. Po jakimś czasie zaczyna mnie denerwować, że ludzie dosłownie po mnie chodzą i zmierzam ku ostatnim rzędom. Martę już dawno zgubiłam. Ludzie nie rozstępują się przede mną, więc muszę się przez nich przeciskać. Wreszcie docieram na tyły. Nic nie widzę, ale przynajmniej przez otwarte drzwi płynie ku mnie świeże powietrze. Wreszcie mogę skakać i trząść głową, czyli robić to, co lubię na koncertach. Podczas "Sweet Dreams" (chyba xD) dostaję w tył głowy z głowy jakiejś dziewczyny za mną. "Żyjesz?" - pyta. "Tak, tak" - odpowiadam i powracam do headbandingu. Muszę jeszcze napomknąć o cudownej, widowiskowej "Coma White". Ten sztuczny śnieg zlatujący z sufitu... Coś pięknego.
Podsumowując: było zajebiście! Tak jak w przypadku Anli Pollicino, chcę powtórkę. Już nie mogę się doczekać jego powrotu.
Bai Bai. ;*
Kurczę, z tego wynika, że było naprawdę nieźle. I wiesz co.? Pomimo tego, iż nie przepadam za jego muzyką to chciałabym iść na jego koncert, bo to naprawdę jest coś zobaczyć Mansona na żywo. To w końcu M A N S O N, nie.? xdd
OdpowiedzUsuńA pomysł ze sztucznym śniegiem mi się bardzo podoba. ^ ^
Jezu zazdroszczę Ci...Byłaś znów na koncercie xD Musiało być naprawdę super ^^ Ale ja bym tych głupoli sama wypchała przez drzwi~! Sie będą mendy pchały >.< Nawet nie słyszałam o tym, że Manson do Polski na koncert przyjechał ^^' No, ale cóż...nie jestem fanką, więc...
OdpowiedzUsuńSztuczny śnieg musiał fajowo wyglądać na żywo ;d