Dużo wczoraj czytałam... Bardzo ważna lektura. Otworzyła mi oczy.
Bycie szczęśliwym to trudna sprawa. Bycie zakochanym, a właściwie podtrzymanie tego stanu miłości też jest trudne. Co jest bardziej trudne: szczęście czy miłość?
Nie wiem...
Wiem za to, że po jednym i drugim następuje cierpienie.
Zauważyłam ostatnio, że tylko wszystkich ranię. Cokolwiek bym nie zrobiła, ktoś jest nieszczęśliwy. Może gdybym się w końcu odważyła...
Ostatnio stanęłam na parapecie... Potem na nim usiadłam i przyglądałam się światu, ludziom. Przyglądałam się tej okrutnej przestrzeni, w której ktoś zamknął mnie jak w klatce. Może gdybym wtedy skoczyła, nikogo bym już nie zraniła? Bo przecież moje śmierć nie zrani, tak jak inne rzeczy, które teraz robię.
Często płaczę, mam ataki histerii. Nawet teraz, kiedy to piszę, po policzkach płyną mi łzy...
Wiem, jak to jest, kiedy kogoś kochasz, a ta osoba cię rani. Wiem to doskonale.
Nie wiem, co mogłabym jeszcze zrobić. Chciałabym się rozpaść, rozkruszyć. Może anoreksja w końcu wykona swoje zadanie...
Gdyby moje serce było z ciastka, zjadłabym je ze smakiem, żeby już niczego nie czuć. A potem... policzyłabym kalorie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz