Hej, napisałam dzisiaj coś takiego...
Pomysł wpadł mi do głowy, kiedy… czesałam włosy w łazience.
Zaczęłam wtedy rymować i tak jakoś mi wyszedł z tego kawałek wierszyka. A potem
dopisałam resztę.
Kenzo ryje po śmietnikach, ma wszak misję, a więc orze,
Aż mu w ręce nagle wpada karton po telewizorze.
Pędem więc do Praktikera,
Gdzie taśmę klejącą wybiera.
Kiedy już wszystko gotowe,
Kenzo zachodzi w głowę,
Jak tu zwabić Shindy’ego,
By wszedł do kartonu tego.
Już wiem! – głośno wykrzykuje − Shindy do psów miłość czuje.
Nagle Shindy się pojawia, a Ken plan swój w życie wciela.
Zwraca się do „przyjaciela”:
− Shindy miły, Shindy złoty,
Ja tam może wolę koty,
Lecz wiem, jak ty psa kochałeś,
A gdy umarł, tak szlochałeś.
Tam, przed domem karton wielki.
W środku siedzą małe psiaki.
Okaż serce, porzuć lęki
I uratuj te szczeniaki.
Shindy słysząc złą wiadomość
Szybko ruszył na ratunek,
A że skłamał ten jegomość,
Miał dopiero później zrozumieć.
Dopadł karton, szybko otwiera…
− Kenzo, przecież tu nic nie ma.
− O, naprawdę? Już jest pełny!
Krzyknęła podła gadzina
I wepchnęła do kartonu Shina.
Shindy siedzi zaskoczony.
Karton z zewnątrz był czerwony,
A tu w środku cały czarny.
Teraz los już jego marny.
Ken-chan taśmą karton obkleja,
A Shina opuszcza nadzieja.
Na to, że kiedyś wyjdzie,
Że ktoś go uratować przyjdzie.
Kenzo pudło dopchał do salonu.
Ani słowa nikomu,
Gdzie znajduje się Shindy.
Skłamie, że pojechał do Indii.
Do pokoju wchodzi Tatsuro,
Twarz ma nieco ponurą.
− Gdzie jest Shindy? Mam potrzebę.
Chcę wymacać jego włosy.
Wtedy czuję się jak w niebie,
Gdy dotykam złote
kłosy.
− Shindy, Shindy.
Ciągle tylko on.
Nie ma go, pojechał do Indii.
A jak wróci, to mu włosy zgol.
I macaj wtedy, kiedy będziesz chciał,
A nie, gdy Shindy będzie czas miał.
− Tatsuro! – dobiega z wnętrza kartonu.
− A co to? Wszędzie rozpoznam ten głos!
Tylko Shindy tutaj mówi przez nos.
− Ja wcale nie mówię przez nos!
− Przymknij się, bo przez tydzień nie dostaniesz jedzenia!
A przez dwa nie będzie palenia.
− Ja nie palę przecież.
To najgorsza rzecz na świecie.
− Czy w tym pudle jest Shindy? – przerywa Tatsuro.
Zrzucił już z twarzy maskę ponurą,
Teraz wściekły jest jak osa,
Która dopiero co przeleciała Kenzo obok nosa.
− Nie, nie, nauczyłem się udawać Shindy’ego.
To naprawdę nic trudnego.
Wystarczy zatkać nos
I już masz jak on głos.
Zatyka nos i demonstruje,
A Shindy powoli w kartonie wariuje.
Rzuca się na wszystkie ściany
I krzyczy:
− Tatsuro! Kenzo jest pojebany!
Zamknął mnie w kartonie.
Ja nic nie zrobiłem.
A do nikogo nie zadzwonię,
Bo komórkę zgubiłem.
Tatsu Kenzo odpycha,
Shindy już prawie zdycha.
Zrywa taśmę, karton otwiera,
Widzi swojego przyjaciela.
Siedzi na dnie, skulony
I śmiertelnie przerażony.
− Mój biedaku.
Przytula Shina, który patrzy na Kenzo z mordem w oczach.
Buźka Shina już nie jest urocza.
Teraz jest straszna i rozgniewana.
Bałaby się go Lalka Chucky sama.
− Powinien odpowiedzieć przed sądem – podsunął Tatsu,
Strzepując kurz ze swoich laczków.
− Genialny pomysł! – Shindy wykrzykuje
I od razu lepiej się od tego czuje.
Słyszy to Aoi, który jest sędzią.
I podchodzi do tego z wielką niechęcią.
− Miejmy to za sobą – mówi, jak ma w zwyczaju,
Czarną togę na siebie przywdziewając.
− Teraz szybko streśćcie, co się takiego stało,
Bo ja naprawdę czasu mam mało.
Więc Shindy mówi, jak było:
− Dobrze mi się żyło.
Aż ten idiota,
Gada coś o psach i kotach.
I zamknął mnie w pudle.
Myślałem, że tam umrę.
− Czy Kenzo-san ma coś na swoją obronę?
Dlaczego zamknął pan pana Shina w kartonie?
− On wprowadził się do naszego małego mieszkanka!
A Nika znalazła sobie nowego kochanka!
Długowłosego frajera,
Co tylko jedzenie nam zżera.
Cały dzień nic nie robi.
Leży na kanapie,
Prostując nogi.
I jeszcze sapie,
Że go zamknąłem w kartonie.
Ciesz się, że jeszcze do psychiatryka nie dzwonię.
− A za co miałbym trafić do psychiatryka?
− Ja już od dawna podejrzewam, że ty masz jakiegoś bzika.
− Cisza! Proszę mówić do sądu!
Aoi w kontuar młotkiem wali,
Że omal się mebel nie rozwali.
− Uznaję Kenzo winnym za wrzucenie do pudła.
Tatsuro na to:
− No, a ja nareszcie będę mógł macać Shindy’ego po kudłach.